„NIE MAM SIĘ W CO UBRAĆ” – tego zdania ode mnie już nie usłyszycie

Kiedyś kupowałam na potęgę. Wszystkie kolory tęczy w niezliczonych ilościach mogliście znaleźć w mojej szafie. Róże, turkusy, kilkanaście odcieni błękitu. Moja szafa na studiach pękała w szwach, a koleżanki ustawiały się w kolejce, kiedy tylko ogłaszałam, że robię porządki z ciuchami. Jednak tak szybko jak leciałam za trendami i prawie ściągałam nowości z „Zarowskich” wieszaków, tak szybko to wszystko mi się nudziło. Śródziemnomorski odcień błękitu, który był tak modny w 2009 przetrwał w mojej szafie może miesiąc. Sukienkę w każdy rodzaj afrykańskich kwiatów mam do dziś…. z metką. Jakby tak podliczyć, ile pieniędzy na to poszło, mogłabym spokojnie wylecieć na niezły trip po Ameryce i żyć jak królowa przez dobre kilka tygodni. Tak, tyle kosztowały mnie ubrania.

Wiecie gdzie był problem? Kupowałam pod wpływem chwili i byłam strasznie podatna na aktualne trendy. Paski, neony, printy, czy wydziwiane kroje – ok to było fajne i naprawdę człowiek dobrze w tym wyglądał (załącznik poniżej), ale… to nie mogło przejść próby czasu! Pieniądze uciekały z portfela, bo przecież do spodni w tulipany nie każda bluzka pasowała, nie każda koszula. A tych drugich miałam sporo tylko w printy i inne wzorki. Na takim systemie przeżyłam wszystkie najpiękniejsze lata studiów. Moment kulminacyjny przyszedł wtedy, kiedy zapakowałam z Klaudią szesnaście 120 litrowych worków na śmieci w ciuchy i wywiozłam wszystko do domów dziecka. Tak.. 16 wielkich worków na śmieci. W tym samym momencie pomógł mi również Instagram. Zobaczyłam tam genialnie ubrane dziewczyny w coś tak banalnego jak zwykła biała koszula. Pomyślałam sobie – jak one to robią?! Czy to chodzi o białą koszulę w cenie minimalnej krajowej, żeby wyglądać tak stylowo? Nie moi drodzy. To chodzi o dodatki, o dobrze upięte włosy, o fajne białe trampki, które rozświetlą kolor naszych starych, podartych, a zarazem ukochanych szortów. Chodzi o nawilżoną skórę z delikatną opalenizną do której koszula naszego faceta będzie wyglądać jak ta kupiona w najdroższym butiku.

Dzisiaj w mojej szafie owszem znajdziecie kolory, bo bez nich byłoby po prostu nudno, jednak punktem centralnym są dodatki. Apaszki ze Stradivariusa, które uwielbiam, oplecione palce w różne pierścionki. Duuużo pierścionków! Ja je naprawdę kocham i uważam za najlepszy, a jednocześnie najbardziej seksowny dodatek naszych stylizacji. Nie jeden, nie dwa, a sześć pierścionków fajnie ułożonych na naszych dłoniach to hit, który powinna każda z Was przetestować. W sklepach znajdziecie mnóstwo super biżuterii przepięknie zaprojektowanej, od tych najbardziej minimalistycznych w formie plecionych i klasycznych obrączek, po te z kolorowymi „oczkami”, masą perłową, cyrkoniami, czy muszelkami. Co ważne, taka biżuteria wcale nie kosztuje miliona monet, a jest fajną opcją na nasz dodatek nie tylko do basicowej stylizacji.

Czasy studenckie i kolorowe spodnie w „ciapki”.

Kiedy już w mojej szafie w większości znalazły się klasyki, a szuflady dosłownie uginają się od dodatków – biżuteria, paski, torebki, okulary przeciwsłoneczne (to moja kolejna słabość ;)), postanowiłam spróbować z kolorem na paznokciach. Do tej pory obecny nude, biel i ewentualnie czarny zmieniłam na kolor. Jak szaleć to szaleć, a co! Tutaj super odkrywcza nie będę, ale zakochałam się w kolorze, który jest na paznokciu, a nie na bluzce, czy spodniach. Uwielbiam jak czerwień na dłoniach jest świetnym uzupełnieniem całej stylizacji. Podkreśla ją, a jednocześnie nie przytłacza swoją intensywną barwą.

I to prawda, co mówią, że klasyka nigdy z mody nie wyjdzie. Znając mnie już trochę, wiecie, że na co dzień, ale i od święta basic, to moje ulubione zestawienie w szafie. Biel i jeans według mnie to duet wprost idealny i to niezależnie od pogody, czy rozmiaru. Pasuje absolutnie każdej dziewczynie. Na swoim przykładzie mogę śmiało powiedzieć, że by osiągnąć efekt stylizacji „wow”, mając w szafie zwykłą białą koszulę, potrzebną będą Wam już tylko dodatki. Serio! Piękna i minimalistyczna biżuteria – oczywiście JEST. Manicure w letnim neonowym kolorze – JEST, czyli przepis na letni look macie w małym paluszku :).

NeoNail – kolekcja Sunmarine, kolor: HOT CRUSH

To może jeszcze wspomnę o lakierach 🙂 Kolekcja Sunmarine to letnia nowość od marki NeoNail, znajdziecie w niej 9 przepięknych kolorów o intensywnych barwach – czerwieni, fuksji, błękitów, turkusów, oranżu, czy fiolecie. Moim faworytami w kolekcji są kolor: Hot Crush, Keep Pink i Water Kiss. Krycie koloru już po pierwszej warstwie jest nieprawdopodobnie dobre, a kolor bardzo intensywny, w sam raz na wakacje. Jeśli macie możliwość wypróbujcie je w swoim letnim manicure :).

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie 150A0728-2-min-1667x2500.jpg


SHIRT – H&M || SHORTS – BERSHKA || JEWELLERY – ANIA KRUK || NECKLACE – STRADIVARIUS||NAILS – NEONAIL kolor: HOT CRUSH by Skin&Body Room

PS. Wpis powstał we współpracy z marką NeoNail i Ania Kruk.

Do następnego!
Marta
Guess What

Fot. Klaudia Grześkowiak