FROM THE OTHER SIDE
27 lutego, 2017
SHIRT – H&M
SHORTS – STRADIVARIUS
TOP – BERSHKA
SCARF – GUESS
BAG – RESERVED
RING – H&M
BRACELETS – SOTHO
SUNGLASSES – DIOR
Po pięciu dniach mogę śmiało powiedzieć, że Tajlandia to najbardziej zielone, magiczne i jedyne w swoim rodzaju miejsce jakie do tej pory widziałam. Może wpływ ma na to pogoda, która zmienia się jak w kalejdoskopie, ukazując ten sam krajobraz co chwilę w nowej odsłonie, a może ludzie, którzy tak dbają o teren na którym mieszkają. Domyślałam się, że moja ciekawość po przyjeździe będzie coraz większa, dlatego podróż zaplanowałam prawie na miesiąc. Długość pobytu uzależniona była również od cen biletów lotniczych, które z całej wycieczki są najdroższe. Mi udało się upolować samolot w dwie strony za 1500 zł. Biorąc pod uwagę wszystkie warianty uważam, że trafiłam na całkiem fajną perełkę.
Swój wyjazd zaczęłam od prowincji Tajlandii, a mianowicie Ao Nang. Kameralna miejscowość nad samym morzem do której tak licznie nie docierają turyści. I to było zdecydowanie kartą przetargową, ponieważ w tym przypadku sprawdza się zasada – im mniej turystów, tym lepiej. Na pierwszy rzut idą zdjęcia z wycieczki po okolicznych plażach i wyspach, bo tak naprawdę po to tu człowiek przyjeżdża. Ao Nang zachwyca, ale już Railay Beach i Poda Island wbijają w podłogę. Przeźroczysta woda, piasek miękki jak dywan i wyłaniające się z wody ogromne skały wapienne tworzą niezapomniany widok. Wisienką na torcie są tak zwane „long tail boats” – długie drewniane łodzie, którymi przemieszczamy się w nowe miejsca. Tak naprawdę nie w samolocie, a dopiero przy takich widokach człowiek zdaje sobie sprawę, jak daleko jest od domu i jak bardzo różnorodna jest nasza planeta.
Tym artykułem robię mały wstęp do tego, co znajdziecie u nas na stronie o Tajlandii. Będzie masa zdjęć, praktycznych informacji i tego czego nie dowiecie się z przewodników. Jedno jest pewne, odkurzcie duże walizki, bo niedługo mogą Wam się przydać. 🙂
Do następnego !
Marta
Team Guess What